Autor |
Wiadomość |
Dyskobolia |
Wysłany: Czw 19:20, 30 Sie 2007 Temat postu: |
|
hehe nieźle kogucie;p ale ja ryzykował nie będę;P |
|
rand al'thor |
Wysłany: Pią 23:21, 24 Sie 2007 Temat postu: |
|
nie no ciacho wporzo
zaraz dam kobiecie namiar na przepis |
|
Gość |
Wysłany: Pią 16:14, 24 Sie 2007 Temat postu: |
|
no no no miałem przyjemnosc widziec to ciasto na żywo i musze przyznac ze Kogut sie postarał mówił ze zapomniał tylko arszeniku sfotografowac ale tak to wszystko ok |
|
Gość |
Wysłany: Pią 12:22, 24 Sie 2007 Temat postu: |
|
Rewelacyjny przepis |
|
waw |
Wysłany: Pią 12:07, 24 Sie 2007 Temat postu: |
|
fajna z ciebie kura domowa kogucie
troche pracy cie kosztowalo... robienie zdjec
wizualnie wyglada tak sobie, ale zapewne smakuje rewelacyjnie
gratuluje osiagniecia celu. oby kolezanka tez zostala osiagnieta |
|
Bedok |
Wysłany: Pią 10:10, 24 Sie 2007 Temat postu: |
|
no ladnie to wyglada kogucie ciekawe jak smakuje <leci slinka> |
|
Lord Beliar |
Wysłany: Czw 21:58, 23 Sie 2007 Temat postu: |
|
Muszę przyznać, że całkiem dobrze wyszło Ci to ciacho
Sam prawie nic nie gotuję, dlatego tym bardziej podziwiam kolegę!
No może raz zrobiłem pizze, ale poza moją mamą nikt nie odważył się tego spróbować
Powodzenia na degustacji! |
|
Kogut |
Wysłany: Czw 19:00, 23 Sie 2007 Temat postu: Ciasto urodzinowe V 2.0 by Kogut :) |
|
Witam w ten piękny czwartkowy dzień. Ostatnio dostałem od idealnej koleżanki misje. Zrobić na urodziny ciasto. Równie dobrze mogła mi powiedzieć, że mam nauczyć się latać, ale postanowiłem się nie łamać. Po wielu latach przeszukiwań książek, internetu, przepisów babci, cioci, wujka, kuzynów i kuzynek oraz każdego napotkanego człowieka - oczom moim ukazał się piękny tort. Miałem go pod nosem bo w mojej książce kucharskiej. Niestety moja radość szybko minęła, gdyż owa Idealna koleżanka zadzwoniła do mnie i powiedziała, że:
1. Nie może to być tort,
2. Nie może być ciemne,
3. Nie może być za słodkie,
4. Mam się trochę nad tym namęczyć.
Tak więc biorąc pod uwagę powyższe punkty - pomysł zdechł szybciej niż się narodził. Nadal jednak postanowiłem się nie łamać i kolejne lata spędziłem na szukaniu, myśleniu, analizowaniu...
Pomysłów było wiele, ale jakoś żaden mi nie pasował. Każda opcja miała coś, co sprawiało, że w moich oczach była przekreślona. Zwrot sytuacji nastąpił wtedy, gdy do moich rodziców przyszli znajomi na flaszkę. Postanowiłem zwierzyć się im ze swojego problemu. w ogóle nie myślałem wtedy, że mogą mi pomóc. Tym bardziej zaskoczyło mnie to, że po kilku minutach miałem opcję idealną. Ciasto, podobno nie za słodkie, trochę roboty z nim było, podobno dobre, składniki pasowały do tego, co ludzi wyżej wymieniona koleżanka. Pozostało więc tylko udać się do sklepu po zaopatrzenie, wyrzucić wszystkich z domu i brać się do roboty...
... Wyjaśnię może skąd w tytule wersja dzisiejszego ciasta - 2.0 a nie 1.0. Otóż po raz pierwszy w życiu postanowiłem zrobić coś, co nie miało na celu otrucia osób spożywających powstały produkt. Ciasto miało być dobre, wyglądać znośnie i spełniać wymogi jakie przedstawiła koleżanka. Nie chciałem więc ryzykować i kilka dni temu zrobiłem to samo ciasto. Wtedy było V 1.0 testing edition. Niewiele się namyślając pobiegłem do sklepu, kupiłem produkty potrzebne od razu na 2 ciasta i rozpocząłem prace. Po około 2 - 3 godzinach miałem ciasto gotowe do podania testerom. Tak też zrobiłem. Ja, moja siostra, mama z dwiema koleżankami z pracy, tata oraz kobieta od której otrzymałem przepis. Tyle osób zgodziło się wziąć udział w czymś, co mogło sprawić, że być może nawet nie zdążą pożegnać się z najbliższymi, zjeść ostatniego posiłku, że nigdy więcej nie będą mogli wtulić się w ramiona ukochanej osoby. Innej opcji jednak nie było. Ktoś musiał to sprawdzić. Na szczęście tylko ja wiedziałem co może grozić, jeśli coś nie wyjdzie. Każdy inny był nieświadom zagrożenia. Tak jest do teraz. Ok dość głupiego gadania. Każdy, kto zjadł ciasto powiedział, że dobre. Dla mnie było za słodkie, ale postanowiłem się tym nie przejmować gdyż inni mówili inaczej. Ja na szczeście się nie znam. Nie ryzykując - dzisiaj wziąłem ten sam przepis i udałem się znów do kuchni. Obecnie jest godzina 16:01 a ciasto zacząłem robić o 11:20. Od razu zaznaczam, że jeszcze nie skończyłem, ale te zasrane orzechy są za gorące i nie wiem czy takie mogę dać. Wole poczekać a w tym czasie większość napiszę...
... Misja dzisiaj składa się z następujących etapów:
1. Zaopatrzenie w produkty oraz ogólne przygotowania do przedsięwzięcia,
2. Utworzenie ciasta,
3. Utworzenie masy,
4. Utworzenie posypki kokosowej,
5. Utworzenie karmelu z orzechami,
6. Konekcja wszystkich powstałych wcześniej elementów ciasta,
7. Konsumpcja - ( u mnie ten etap nie nastąpi, gdyż ciasto jest robione dla koleżanki i dopiero jutro będzie przetestowane ), relacje, uwagi itp.
No więc zaczynamy. Pierwszym etapem jest zorganizowanie miejsca w kuchni, naczyń, pieca itp. Ja to wszystko miałem przygotowane więc pominę ten etap. Każdy wie chyba o co chodzi. Nie będę pisał od razu wszystkich produktów, gdyż trochę tego było. Będzie etap + produkty, potem następny i tak do końca:
Stage 2 - ciasto making:
Products needed:
5x jajko z kury:
Ocet ( nie pić bo przyda się do czegoś innego ):
Prosheck do pieczenia:
Cukier:
Mąka zwykła (pszenna):
Mąka niezwykła (ziemniaczana):
Chyba styknie tyle jak narazie. Stage 1 ciasto making zaczynamy od jajek. Zacznijmy od tego, że jajko kurze składa się z 3 najbardziej interesujących nas części: skorupki, białka i żółtka. Musimy każdą część od siebie oddzielić. Sposobów jest wiele więc nie będę ich tu wymieniał. W każdym razie musimy otrzymać efekt podobny do tego poniżej:
Po lewej jest żółtko a po prawej białko. Białko to jaśniejsze jest. Mam nadzieje, ze każdy zaczaił. Na wszelki wypadek pokażemy z bliska. UWAGA. PONIżEJ ZNAJDUJE SIę BIAłKO Z JAJKA KURZEGO:
Teraz każdy pownien wiedzieć a jak nadal nie wie to niech się trzyma od kuchni z dala. Dla tych co wiedzą jak białko wygląda - idziemy dalej. Potrzebujemy jakiejś miski, w której białko trzeba utrzepać. Na pewno niejeden z was zna się na trzepaniu więc powinno być łatwo. Ja znalazłem coś takiego:
Makutra się to chyba nazywa fachowo czy jakoś tak. Nie ważne. Teraz potrzebujemy trzepaczki. Koniec trzepania gołą ręką. Potrzebujemy fachowych narzędzi jak to:
Jak już mamy co trzeba przystępujemy do operacji wlania białek z kurzych jajek do miski / makutry / garnka / co ktoś tam ma:
Łatwo poszło prawda ? hehe. Teraz należy te białka utrzepać. Teoretycznie można to zrobić jakimś elektrycznym ciulstwem, ale nie polecam tego bo żadnej zabawy nie ma. Ja korzystam z szatańskich prądowych wynalazków jak innego wyjścia nie ma. Przekonamy się o tym już niebawem. Tymczasem. Po utrzepaniu jajka powinny wyglądać tak:
Ja roztrzepałem, że jak przechyliłem makutre to nie wyleciały. Dzieciom poniżej 3 lat nie polecam sprawdzania tego. Zdjęcia nie mam bo nie miałem jak zrobić i musicie mi uwierzyć na słowo. Po utrzepaniu po troche trzeba dodawać cukier i dalej trzebać. Zmęczeniu mówimy STOP. Po dodaniu szklanki cukru i dalszemu utrzepaniu powinien ukazać nam się widok podobny do tego:
Same jajka są takie bardziej pieniste czy puszyste nie wiem jak to nazwać. Z cukrem są bardziej takie... takie... nie wiem jakie. Nie ważne. Ważne, że mamy utrzepane i tyle. Teraz kolejna sprawa. Przy okazji, że ktoś ruszył głową i żółtek nie wyrzucił - w tym momencie właśnie się przydadzą. Przypominamy, że żółtka wyglądają tak:
Należy do nich dodać łyżeczkę proszku do pieczenia:
i łyżeczkę octu. Macie pecha bo nie zrobiłem zdjęcia octu na łyżeczce, ale jakoś sobie poradzicie. Po dodaniu tych składników powinniśmy usłyszeć taki dźwięk: ssssssssssssssss oraz ukrzeć proces pienienia się tego co tam w szklance mamy. Widać to poniżej:
Dźwięku nie nagrywałem bo na łeb nie upadłem. Dobra to co mamy w szklance należy wymieszać:
Też wygląda jakby było trochę spienione. Następne wlewamy to do naszych ubitych pięciu białek z kurzych jajek:
Jak już udało się nam wlać to teraz pasowałoby to wymieszać:
Imageshack zaczyna sie walić to ide na fajke...
Ok wróciłem tylko jeszcze sie Coli napije...
Dobra. Skończyliśmy na tym, że coś tam trzeba było pomieszać. Tak też robimy:
Po pomieszaniu możemy zaobserwować delikatną zmianę koloru. To normalne. Prosimy się nie bać. Teraz bierzemy mąkę. Zdjęcia widzieliście wyżej więc teraz pokaże tylko jak to wygląda w szklankach. 3/4 szklanki mąki zwykłej i 1/4 szklanki mąki niezwykłej:
Dodajemy to do naszych utrzepanych jajek z cukrem, żółtkami i tymi innymi pierdołami:
I delikatnie mieszamy:
No to mamy ciasto gotowe. Oczywiście jeszcze nie do jedzenia ale ciasto jako ciasto jest skończone. Musimy tylko poddać je obróbce cieplnej i będzie gotowe. Tak więc oto możemy już włączyć piekarnik, gdyż powinien mieć temperaturę 200 stopni Celcjusza. W czasie jak będzie się nagrzewał my przygotowujemy tortownice. Teraz was zagiąłem na pewno bo połowa nie wie jak to wygląda a jak wie to nie ma. Ja też nie miałem i musiałem na targ biec i kupić. 15zł dałem, ale ratunek był tego wart. Poniżej zamieszczam zdjęcie tortownicy:
Nie będę się już chwalił, że w standardzie miałem 2 dna. Jedno do tortów a jedno do ciast + 2 kawałki platiku nie wiem do czego, ale ważne że jest. Teraz jak ktoś chciał mnie wyprzedzić i dał tam ciasto to spierd.....ł sprawe. Po 1 tortownice trzeba umyć. Nawet jak jest nowa - przynajmniej ja tak zrobiłem. Po 2 - należy ją odpowiednio przygotować ponieważ w przeciwnym wypadku ciasto się przyklei i gówno później będziemy mieć a nie ciasto. Tak więc najpierw należy tortownice posmarować margaryną:
Widzicie jak to się robi. Oczywiście trzeba ją posmarować całą a nie tylko kawałek. Ma wyglądać tak:
To jest profesjonalnie posmarowana tortownica. Teraz trzeba posypać ją bułką tartą:
I teraz możemy dopiero ciasto tam umieścić. Nie mam zdjęcia bo zapomniałem zrobić, ale dacie rade <ok>. Tortownicę z ciastem w środku wkładamy do piekarnika:
Jak sie komuś chce to może się przyglądać i na dolnej półce widać tortownice (żeby nie było, że coś ściemniam).
I UWAGA UWAGA !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Oprócz tego, że ciasto co jakiś czas trzeba sprawdzać (u mnie robiło się około 40 minut) ------> Stage 2 - ciasto making - WYKONANE !!!
Gratuluje tym, którzy ten etap przeszli. Długa droga przed nami więc nie tracąc czasu idziemy dalej:
Stage 3 - masa budyniowa making:
Products needed:
Cukier:
Budyń waniliowy (bez cukru):
Kostka masła:
Mleko:
Ok mamy produkty na mase. Na pewno się nikt nie zorientował, że wziąłem z szafki zły budyń. Po pierwsze pisze na nim waniliowy a po drugie miał być bez cukru a słodka chwila jest z cukrem. Musiałem go wyrzucić. Prawidłowy budyń powinien wyglądać tak:
Dobra teraz potrzebujemy mleko wyjąć z pudełka. Postępujemy zgodnie z instrukcjami zawartymi na pudełku. Jak ktoś w worku kupi to ma problem bo nie wiem jak z worka się wyciąga. Potrzebujemy półtorej szklanki:
I niech nikt się nie próbuje czepiać, że mam troche mniej ale tyle mi zostało i wystarczy a do sklepu nie chciało mi się iść. Teraz to gdzie jest więcej - wstawiamy na gaz ( po uprzednim wylaniu do jakiegoś małego garnka. Osobiście nie próbowałem gotowania mleka w szklance i Wam też tego nie polecam. To, gdzie jest pół - wsypujemy budyń:
I mieszamy:
No tak wygląda wymieszane. Pianą się chyba nie należy przejmować. Teraz etap który jest nie uwieczniony na zdjęciach bo za szybko wszystko się działo i po prostu nie było czasu. W każdym razie jak mleko się zagotuje, wlewamy budyń z mlekiem i machamy tak szybko łapami jak się da, żeby to wymieszać. Lać i mieszać. Lać i mieszać. Chwile to trwa. Kilka sekund aż sie wymiesza i zagotuje. Później odstawić to do ostygnięcia:
Nie polecam próbowania tego budyniu bo jak wcześniej było napisane ma być bez cukru i wg mnie bardzo delikatnie mówiąc - nie nadaje się do jedzenia. Cofnijmy się teraz w czasie i przypomnijmy sobie po co włączaliśmy piekarnik. Taaaaaak. Mamy tam ciasto, które najwyższy czas wyciągnąć. Najpierw podobno wkłada się patyk (nie taki z lasu tylko specjalny jak duża wykałaczka) i sprawdza, czy jest suchy. Ciasto w kilku miejscach należy nakłuć i sprawdzać. Jak suchy - dobre. Jak mokry - nie wiem bo mi się nie zdarzyło. Po wyciągnięciu u mnie wyglądało tak:
Wygląda jak wygląda. Później będzie lepiej. Kontynuujemy robienie kremu bo to nie koniec. Budyń się długo studzi więc można iść na fajke, wykąpać się czy cokolwiek innego. Ja nieprzerwanie pracowałem. Ciasto przekroiłem na pół, żeby zobaczyć czy dobre:
Tak wygląda spód:
A tak wierzch:
Może wydawać się, że wyglądają podobnie, ale złudzenie takie występuje dlatego, ponieważ wierzch jest obrócony "do góry nogami".
Ok robimy dalej krem. Znów potrzebujemy miske, makutre czy coś, w czym można urzeć masło:
z 3/4 szklanki cukru:
Jednak do utarcia tego zwykła trzepaczka nam niewątpliwie nie wystarczy. Należy sięgnąć do szuflady w poszukiwaniu cięższego sprzętu. Ja miałem pałke:
Jako człowiek przygotowany na wszystko - utarłem to w mgnieniu oka i wyglądało tak:
I teraz jak budyń mamy zimny - trzeba go po trochę dodawać i mieszać. Ten etap jest najgorszy, bo: "nie ma męskiego narządu rozrodczego - czyli ch...a" żeby to rozetrzeć. Dlatego ja dałem od razu cały budyń, pomachałem chwile dla zabawy i widać co z tego wyszło:
Grudy wielkie niczym skały w Zakopcu. Jednak i tutaj znaleźliśmy rozwiązanie. Potrzebowaliśmy pojemnika:
Mały ręczny mixerek:
I odpowiedniej końcówki:
HA HA HA. Żebyście widzieli minę grudek jak zobaczyły taki zestaw. Litości jednak nie było. Po chwili miksowania grudki odpłynęły do krainy wiecznych snów. Krem był gotowy:
I możemy śmiało powiedzieć - Stage 3 - masa budyniowa making - DONE !!:
Idziemy dalej. Teraz:
Stage 4 - posypka kokosowa making:
Products needed:
10dkg - 100g - 1/10 kg - 1/10000 tony wiórków kokosowych:
1/4 kostki masła:
Stage 4 - posypka kokosowa making - szybka i łatwa sprawa, ale trzeba uważać, żeby nie przypalić wiórków. Rozpuszczamy masło na patelni / w garnku:
I wsypujemy wiórki. Cały czas trzeba to mieszać, żeby się nie stało to co pisze kilka linijek wyżej:
Dosłownie minutke się to smaży. U mnie po procesie smażenia wyglądały tak:
I możemy powiedzieć - Stage 4 - posypka kokosowa making - DONE !!:
Teraz:
Stage 5 - orzechy z karmelem itp makind:
Products needed:
Margaryna:
Orzechy włoskie:
Miód:
Cukier:
I woda, której nie uwieczniłem na zdjęciu bo każdy wie jak wygląda. Woda. Nie wóda, żeby jasne było bo to 2 różne ciecze. Orzechy w paczce były za duże więc postanowiłem je trochę rozdrobnić. Mikserem wg mnie byłyby za małe więc rozdrabniałem je własnoręcznie. I tu od razu uwaga - proponuje sprawdzać to co w paczce jest bo chyba nikomu nie uśmiechało by się natrafienie zębem na kawałek łupiny. Po rozdrobnieniu orzechy miałem takie:
Teraz bierzemy garnek mały i wsadzamy do niego wszystkie produkty z tego etapu. 20 dkg orzechów, 12dkg margaryny, 10dkg cukru, 2 łyżki miodu i 2 łyżki wody. Po połączeniu wygląda to tak:
Stage 5 - orzechy z karmelem - DONE !!:
Przedostatni etap:
Stage 6 - Konekcja wszystkiego, co utworzyliśmy przez te kilka godzin:
Products needed - error. Wszystko mamy zrobione. Najpierw wierzch dna ciasta smarujemy połową posiadanego kremu:
Nakładamy wierzch i też smarujemy resztą kremu:
Później nakładamy wiórki kokosowe:
I orzechy. Jak są ciepłe - bardziej się leją dlatego ja poczekałem jak wystygną i zrobi się z tego fajny karmel:
I tak oto kończy się nasza dzisiejsza zabawa. Ciast ja osobiście nie lubię, ale to jakoś mi nawet smakowało.
Stage 6 - konekcja - DONE !!:
Pozostaje to jutro zawieźć do Brzeszcz i czekać na reakcje malutkiej ślicznej kobietki, dla której to ciasto było robione. Może zauważyliście, że dzisiaj obeszło się bez piwa. Nie chciałem nawalony tego robić. Naprawdę się starałem. Może wyglądu nie ma jak z piekarni, ale jako, że to moje drugie w życiu ciasto - chyba nie jest złe. Izuni jeszcze raz wszystkiego najlepszego z okazji 23 urodzin (na których niestety mnie nie było). Oby była zawsze taka jak jest. Więcej jej nie trzeba.
God speed i do zobaczenia niebawem w kuchni. |
|
|